Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką (polsky)

Překlad knihy Jmenuji se Alice a jsem narkomanka do polštiny. Kniha se v jedné rovině odehrává v léčebně, v druhé je psaná jako Alicin deník, v němž sledujeme Alici od prvních experimentů s léky až na heroinové dno.

  • Rok vydání: 2019
  • Napsáno: 2000
  • Stran: 173
  • Žánr: romány pro dospívající čtenáře
  • Překlad do polštiny: Mirosław Śmigielski
  • Obálka: Radosław Bączkowski
  • Nakladatel: Stara Szkoła
  • Seria: Dziewczyny na smyczy
  • Náklad:
  • ISBN: 978-83-66013-18-6
  • Poznámka: vyšlo česky Jmenuji se Alice (2002, 2007, 2018), polsky Mam na imię Alicja (2019), srbsky  Zovem se Alisa (2016)

 

BESTSELLERTANIEJ 62 %

Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką – ebook

Ivona Brezinova

Porywająca o powieść o sile nałogu. Przestroga dla młodzieży i rodziców. Wzorowa rodzina: matka nauczycielka, ojciec przedsiębiorca, dwoje dzieci. Jednak pozorna idylla zmienia się w koszmar, gdy córka Alicja po raz pierwszy sięga po narkotyki i wsiada na szaleńczą karuzelę kręcącą się coraz szybciej. Czy stało się tak za sprawą jednej złej decyzji, czy wieloletnich błędów uznawanych powszechnie za…

Data publikacji: 

http://www.nexto.pl/szukaj/autor/Ivona%20Brezinova#filters

RECENZE A VIDEORECENZE:

https://www.youtube.com/watch?v=RpfAx_LcZ34

https://www.youtube.com/watch?v=RpfAx_LcZ34 – videorecenze

 

MAM NA IMIĘ ALICJA. JESTEM NARKOMANKĄ.

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o książce, która zrobiła na mnie potężne wrażenie, mimo że sama jest malutka. Poprzednią książkę autorki pominęłam, a przecież była o dziecku z syndromem Aspergera! Nadrobię jak najszybciej, a tymczasem namawiam was do przeczytania tej drugiej wydanej u nas książki – Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką. Ivona Březinová to czeska autorka książek dla młodzieży, wielokrotnie nagradzana. W swoich książkach porusza trudne problemy, które są rzeczywistością wielu nastolatków. Sama Mam na imię Alicja jest częścią trylogii Dziewczyny na smyczy, która opowiada o dziewczynach z problemami. Pozostałe dwie części to Mam na imię Ester, o dziewczynce, która zmaga się z uzależnieniem od hazardu oraz Mam na imię Martina, o dziewczynie chorej na bulimię. Co ciekawe, bohaterki tych książek spotkamy już teraz, bo są one również w ośrodku, do którego trafia Alicja.Bardzo cenię autorów, którzy mierzą się z takimi tematami, zwłaszcza tych, którzy piszą dla młodzieży. Najlepszą książką o narkotykach, jaką kiedykolwiek przeczytałam były oczywiście My, dzieci z dworca ZOO. Poznałam ją, kiedy sama miałam naście lat i być może to ona właśnie była jednym z powodów, dla których nigdy w życiu nie sięgnęłam po narkotyki. Drugim tytułem w kolejności jest Milion małych kawałków James Freya (teraz wychodzi wznowienie, więc warto się nią zainteresować). Do czołówki dołącza książka o Alicji.To niecałe 200 stron, a porusza niesamowicie. Całość tekstu jest podzielona na dwie formy narracji i plany czasowe. Mamy bezpośrednią opowieść Alicji, w pierwszej osobie, w której opowiada nam o przeszłości oraz trzecioosobową narrację, która daje czytelnikowi nową perspektywę na wydarzenia i konkretne sytuacje i jednocześnie jest opisem teraźniejszości w ośrodku. Sama historia nie jest skomplikowana – Alicja, nasza bohaterka zaczyna brać narkotyki, schodzi na złą drogę, a opisanie jej życia ma być formą terapii. Opowiada o tym, jak zaczęła brać, jak to było mieć odlot, co wydarzyło się w jej życiu, kiedy zaczęła brać i jak to wszystko się skończyło. To, co w tej książce porusza najbardziej, to natężenie emocjonalne i dystans do niego. Alicja nie rozpacza, nie robi z siebie ofiary, nie bierze czytelnika na litość. Ale też się nie tłumaczy, nie przeprasza. Po prostu mówi mam na imię Alicja i jestem narkomanką. Zaprasza do wysłuchania swojej historii.I wiecie, to taka książka, w której z pozoru nic się nie dzieje. Ale cała opisywana sytuacja jest tworzona przez pojedyncze słowa, niuanse, sugestie. Alicja ani razu nie wskazuje winnych, nikogo nie oskarża, a jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdyby kilka rzeczy było inaczej, cała historia mogłaby się również inaczej potoczyć. Już na 8, 9 stronie łapałam się za głowę i czytałam z przerażeniem o rodzinie Alicji. I tak, to była zwyczajna rodzina, taka o której się zawsze mówi porządnanormalna. Taka, w której jeśli coś się dzieje, to każdy się dziwi. A przecież najważniejsze są uczucia! Jeśli o tym się zapomni, jeśli 4-letniemu dziecku wyznacza się już drogę życiową, przez kolejne lata kładzie się na nie coraz większą presję (nauki, opieki nad młodszym rodzeństwem), a jedyną informacją zwrotną, która interesuje jest to, czy dziecko się garbi – to można spodziewać się problemów. A nawet należy.Autorka w sposób bezkompromisowy, ale spokojny rozkłada na czynniki pierwsze proces uzależnienia i poszukuje jego źródła. Pokazuje rozwój tego procesu, elementy, które na niego wpływają. I ten spokój uderza najbardziej. Narkotyki stają się faktem, czymś bardzo realnym i dostępnym. Czymś, co może pojawić się w życiu każdego. To książka dla młodzieży, więc nie ma bardzo drastycznych opisów, a mimo to cała historia robi wielkie wrażenie. To też książka dla rodziców (może nawet bardziej), bo pokazuje wyraźnie, na co zwracać uwagę i podkreśla, że narkotyki często stają się dla dziecka substytutem czegoś, czego nie znajdują w domu. Pokazuje wartości, które warto pielęgnować i uczy rozróżniać rzeczy ważne od tych nieistotnych. Bardzo wartościowa książka!♦

http://bardziejlubieksiazki.pl/ksiazki/dla-dzieci/mam-na-imie-alicja-jestem-narkomanka/

środa, 30 października 2019

PATRONAT MEDIALNY “ MAM NA IMIĘ ALICJA. JESTEM NARKOMANKĄ“

Rodzina Alicji to jedna z tych wzorowych rodzin. Matka jest nauczycielką, ojciec przedsiębiorcą. Model idealnej rodziny dopełniają Alicja i jej młodszy brat. Dzieci, w których pokładane są ogromne nadzieje. A szczególnie w Alicji. Rodzice już dawno zaplanowali, że Alicja będzie lekarzem. W tym kierunku dokładają wielkich starań. Nigdy nie oszczędzali na nagrodach za naukę, inwestowaniu
w rozwój dziewczyny. Nikt jednak nie pomyślał pod jak wielką presją musi być Alicja. Tej dziewczynie od małego powtarzano jak wielkie oczekiwania się w niej pokłada. Początkowo szło bardzo dobrze, ale liceum… Tam nie było już tak łatwo. Rozpoczęła się prawdziwa nauka, która wymagała więcej czasu i pokładów energii. Alicja nie dawała sobie rady. Znalazła jednak „świetny sposób“, by nie pozostać w tyle za rówieśnikami. Pierwsze sięgnięcie po narkotyki, dość niepozorne, tylko po to, by rodzice byli dumni z jej wyników nauczania, okazuje się początkiem czegoś naprawdę złego. Alicja wpada w narkotykowy szał.  Czy będzie szansa na jakikolwiek odwrót od tego, co się wydarzyło? Czy Alicji uda się wyjść na prostą, czy ludzie, których pozna dzięki narkotykom, wciągną ją w to na dobre?
„Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką“ to książka poruszająca trudny temat. Skierowana jest głównie do młodzieży, ale nie tylko. Napisana jest lekkim językiem, który z pewnością przypadnie do gustu nastoletnim czytelnikom. Tajemnicą nie jest, że napisana została jako coś w rodzaju pamiętnika pisanego przez główną bohaterkę. Opowiada swoją historię od samego początku, nie boi się przyznać, jak to się stało, że w pewnym momencie znalazła się na przysłowiowym dnie. Książka jest przerażająco prawdziwa. Nie ma tu zbędnego koloryzowania czy też  kombinacji
w drugą stronę – np. straszenia. Autorka opowiada o nałogu tak, jakim on faktycznie jest. Zdecydowanie jest to książka-przestroga. Ale nie tylko dla dzieci i młodzieży, dla rodziców również. Pokazuje jaką krzywdę mogą zrobić rodzice dzieciom – bardzo często nieświadomie. Według mnie płynie z niej piękna nauka, by nie wymagać aż nadto, by nie zmuszać dzieci do spełniania swoich marzeń, a po prostu pozwolić im być sobą i nie utrudniać im rozwijania się w tym, czego one naprawdę pragną.
Historia Alicji jest niezwykle przejmująca. To opowieść o dziecku, które miało wszystko oprócz uwagi i troski rodziców. Pieniądze nigdy tego nie zastąpią. To również doskonały przykład dziecka, któremu brakuje prostej rozmowy z rodzicami, poczucia, że jest się dla nich ważną nie tylko po to, by spełniać ich marzenia, ale po prostu za to, że się jest.  Alicja wielokrotnie wołała o pomoc, ale nikt tego nie zauważył. A Ty, wołasz o pomoc? A może Twoje dzieci o nią wołają…?
To bardzo inteligentna książka, która powinna trafić w ręce każdego, niezależnie od wieku. Tym bardziej bardzo cieszę się, że mogłam objąć ją patronatem medialnym i ją polecać. Bo jest co. Mam nadzieję, że zasili większość bibliotek szkolnych. Gorąco polecam.

 

 

 

 

ROZHOVOR:

Wywiad z Ivoną Březinová, autorką książki „Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką”

20191125_182619

Ivona Březinová w rozmowie z Igą Frankowską

tłumaczył Mirosław Śmigielski

 

Iga Frankowska: Co sprawiło, że po zabawnej bajce zaczęła Pani poruszać w książkach bardzo trudne tematy? Najpierw powstała książka Krzycz po cichu, braciszku, teraz Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką. Nagle z humorystycznej historyjki zaczęła Pani tworzyć wymagające pod względem emocjonalnym książki.

 

Ivona Březinová: Pierwszą książkę napisałam dla małych dzieci, ale wydawcy zaproponowali, żebym napisała też coś dla młodzieży. Od tego czasu sprawiedliwie dzielę książki dla różnych grup wiekowych. Piszę bajki, encyklopedie dziecięce, książki przygodowe i książki obyczajowe dla dzieci i młodzieży. Polscy czytelnicy poznali mnie jednak dotychczas tylko jako autorkę podejmującą tematy z ważnym kontekstem społecznym. Najpierw ukazał się Cukierek dla dziadka Tadka (2008, przełożyła Maria Marjańska-Czernik), czyli historia pięcioletniego Janka, którego dziadek cierpi na Alzheimera. Następnie została wydana książka Chłopiec i pies (2017, przełożyła Maria Marjańska-Czernik) o dziesięcioletnim chłopcu na wózku inwalidzkim i jego czteronogim koledze, szkolonym na psa pomocnika. W 2018 roku została wydana wspomniana już książka Krzycz po cichu, braciszku (2018, przełożył Mirosław Śmigielski), przeznaczona dla nastolatków i poświęcona autyzmowi. Natomiast teraz w Wydawnictwie Stara Szkoła ukazała się książka Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką. Pisanie o istotnych tematach jest tylko jedną z gałęzi mojej twórczości, lecz zarówno pod względem otrzymanych nagród, jak również przekładów jest ona chyba najbardziej zauważana.

 

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Pani najnowsza książka Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką jest w dużej mierze przestrogą dla rodziców. Mam wrażenie, że życie Alicji, jej wybory i błędy mają swój początek w egoizmie rodziców. Czy taki był pierwotny zamysł, czy wyszło to niejako podczas procesu powstawania historii?

 

To był planowany punkt wyjścia. Chciałam zwrócić uwagę na to, że przesadny nacisk rodziców na sukcesy dziecka może okazać się równie szkodliwy jak ich całkowity brak zainteresowania. Mam wrażenie, że w ostatnim czasie ten problem staje się coraz większy. Presja społeczeństwa na to, żeby młody człowiek dorównywał wszystkim ideałom, ciągle rośnie. Żyjemy coraz szybciej i musimy robić coraz więcej. Płacimy za to wysoką cenę. Ludzie sięgają po różne „wspomagacze”, szukają ucieczki lub załamują się psychicznie i zapełniają poczekalnie psychologów i terapeutów.

 

Czy uważa Pani, że rodzice nie do końca potrafią słuchać swoich dzieci, reagować i widzieć więcej? Czy rodzice dzieci uzależnionych powinni poczuwać się do winy za ich wybory?

 

Nie ujęłabym tego w ten sposób. Podczas zbierania materiałów do książki zrozumiałam, że rodzice nie są w stanie całkowicie uchronić dzieci przed problemami. Dróg, które prowadzą w złych kierunkach, jest bez liku. Ale nie można się poddawać. Trzeba słuchać, patrzeć, dzielić się radościami i obawami, i to nie dopiero wtedy, gdy sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Relacje między rodzicami i dziećmi trzeba budować od małego.

 

W książce naprzemiennie z codzienności jaką Alicja prowadzi w ośrodku odwykowym pojawiają się kartki z jej pamiętnika, w którym rozlicza się ona ze swojego życia i próbuje zrozumieć, dlaczego sięgnęła po narkotyki. W tej codzienności przemyciła Pani problemy innych uzależnień, tj. seksoholizmu, bulimii itd. Jaki był tego zamysł? Czy można te uzależnienia równoważyć? Czy chciała Pani pokazać, że każde uzależnienie jest wyniszczające i spycha na margines społeczeństwa?

 

Zdecydowanie tak. Ponadto wiele uzależnień jest ze sobą powiązanych. Niektóre anorektyczki biorą narkotyki, narkomani grają na automatach… Według badań część ludzi ma większe predyspozycje do nałogów, nieważne jakich. Chodzi o siłę nałogu, nie o rodzaj. Znam przypadek, w którym dziewczynę uzależnioną od perwityny „wyleczono” uzależnieniem od alkoholu. Dziś nie bierze narkotyków, nie tyka alkoholu, ale należy od sekty religijnej.

 

Która narracja była dla Pani bardziej wymagająca podczas procesu tworzenia, opis życia z ośrodka czy skłębione i bolesne wspomnienia osoby uzależnionej?

 

Trudniejsze pod względem emocjonalnym są sceny, w których dochodzi do zderzenia nastolatka z rodzicem. Dla mnie, matki dwóch córek, wcielanie się w rolę rodziców. Wprawdzie są to wymyślone postaci, ale to w ogóle nie umniejsza mojego współczucia wobec nich.

 

Oprócz poruszającej fabuły jest w tej książce kilka momentów, które robią niesamowite wrażenie, działają na wyobraźnię, powiedziałabym nawet, że odstręczają. Chodzi mi o przerażający opis przyjmowania przez Alicję narkotyków. Jak przygotowywała się Pani do pokazania jej życia pod wpływem narkotyków? Tego gorączkowego poszukiwania czegokolwiek, co choć na chwilę pozwoli jej poczuć się błogo. I sposobów wprowadzania różnych substancji do krwiobiegu.

 

Do napisania Alicji przygotowywałam się dwa lata. Przez rok czytałam literaturę specjalistyczną i zbierałam informacje. Ale to oczywiście nie wystarczyło. Dlatego przez kolejny rok poświęcałam swój wolny czas na zbieranie informacji w terenie. W poprawczakach, ośrodkach terapeutycznych, na oddziale detoksykacyjnym, jako wolontariuszka w organizacji pomagającej narkomanom, jako streetworker. Zebrane w ten sposób sytuacje, stany i doświadczenia prawdziwych narkomanów nakazałam przeżyć moim wymyślonym postaciom.

 

Czy miała Pani kiedykolwiek bliski kontakt z osobą uzależnioną?

 

Taki bliski-niebliski. Rozmawiałam z nimi, wypytywałam, ale nie chciałam znać ich imion. Dzięki temu bardziej się przede mną otwierali, zdobyłam ich zaufanie. Wiedzieli, że zamierzam napisać o ich doświadczeniach i z ukrytą tożsamością czuli się bezpieczniej.

 

Czy Alicja, według Pani, miała szansę na to, by uchronić się od uzależnienia? Czy w jej życiu był moment przełomowy, który zdecydował o jej wyborze? Czy może jej droga do uzależnienia była już z góry przesądzona i ingerencja kogoś z zewnątrz mogłaby tylko przesunąć to w czasie, ale nie uchroniłaby jej całkowicie?

 

Tych punktów granicznych było wiele. Gdybym miała czas, a przede wszystkim siłę, napisałabym kilka alternatywnych losów Alicji. Czasem wystarczy niewiele, przypadek, spotkanie kogoś, chwilowy nastrój, pozorny drobiazg, a sytuacja człowieka całkowicie się zmienia. Czasem natrafi na bezpieczną opokę, a kiedy indziej go to zniszczy, i to za każdym razem inaczej. To odkrycie jest fascynujące. Nigdy nie wiem, co się stanie z moimi bohaterami. Podczas pisania przeżywam życie razem z nimi. I obserwuję, na który brzeg nas to wyrzuci. Ale w kwestii uzależnień nie wierzę zbytnio w dobre zakończenia.

 

Co, według Pani, charakteryzuje osoby uzależnione? Na co zwracać uwagę? Nie chodzi mi o cechy fizyczne, raczej o zachowanie.

 

Nie wiem. Może ekstremalne zachowania. Nieodparta chęć eksperymentowania. Pragnienie ryzyka. Decydowanie o sobie na przekór światu. Ale na pewno jest to bardzo złożona kwestia. Ktoś wpada w uzależnienie, bo jest słaby, ktoś inny dlatego, że jest dla siebie wręcz chorobliwie surowy (to zdarza się wśród anorektyczek). Gdyby tak łatwo dało się wykryć tendencje do nałogu, prawdopodobnie nie byłoby wśród nas tylu osób, którzy w niego wpadli.

 

Na koniec proszę mi jeszcze zdradzić, czy ma Pani jakąś wskazówkę dla rodziców oraz ich uzależnionych dzieci? Jak reagować, o czym pamiętać i, w razie najgorszego, gdzie szukać pomocy?

 

Kochać je. Kochać je tak mocno, by nawet wypędzić z domu, by jak najszybciej spadły na dno. Bo tylko wtedy będą same chciały znów wypłynąć na powierzchnię. Ale uczciwie przyznaję, że sama nie jestem pewna, czy potrafiłabym to zrobić. Wyrzucić dziecko na ulicę ze świadomością, że już nie wróci, że może tam umrzeć… Uważam się za spełnioną matkę właśnie dlatego, że nigdy nie stałam przed takimi dylematami. Ale czy to moja zasługa? Raczej nie. Raczej moje szczęście.